piątek, 20 lipca 2018

Rozdział 5

Rozdział 5

"Kung-Fu Izzy, Perry Nożycoręki i mroczny Książę, czyli o niebezpieczeństwach czyhających na każdym kroku"


Los Angeles, Kalifornia
Zajebista chata na obrzeżach Hollywood

Joe Perry schodził powoli, powolutku po obitych czerwonym aksamitem schodach, cicho podśpiewując i opierając się ręką o wypolerowaną poręcz. Co jak co, ale niecodziennie robi się przegląd całego arsenału gitar, które wkrótce miał zabrać na trasę Aerosmith, na ciężkim kacu.
Zostały przed nim ostatnie schodki. Joe Perry stanął, by zebrać siły i po chwili przeskoczyć to, co na ostatnich schodkach leżało.
A raczej kogoś.
Gitarzysta westchnął lekko i uderzył wspomnianego "ktosia" butem w twarz. W odpowiedzi usłyszał nic nieznaczące dźwięki.
-Tyler.- mruknął, ponownie kopiąc przyjaciela- Wstawaj, kurwa.
Klon Micka Jagger'a w wersji beta tylko obrócił się na bok, przytulając się do nogi Perry'ego.
-Ja pierdolę!- podniósł nogę, do której przylepił się Steven i trzymając się jedną ręką poręczy zaczął machać obciążoną kończyną- No weź się odklej, palancie!
Wstrząsy widocznie obudziły wokalistę, bo otworzył oczy i zamrugał nimi kilkakrotnie, ale zanim na dobre się obudził, Joe obrócił się i całkiem przypadkowo skierował nogę tak, że przyjaciel wyrżnął głową w ścianę.
-No kurwa!- zawołał już na dobre obudzony Steven- Pojebało Cię, idioto?!
Perry opuścił go i wzruszył ramionami.
-Przynajmniej się obudziłeś. A teraz mnie puść.
-Nie mogę...-wybełkotał, próbując odczepić się od nogawki jeansowych spodni- No nie mogę.
-Nie pierdol, tylko mnie puść!
-Nie no, serio stary, nie mogę!
Po bliższym przyjrzeniu się łapom wokalisty stwierdzili, że...
-Gdzie, na mą zajebistość, Ty w tym domu Kropelkę znalazłeś?- spytał zdziwiony Joe.
Steven jednak nie umiał jednoznacznie odpowiedzieć.
Nieszczęśliwy gitarzysta, siąkając i mrucząc pod nosem, że zabije Stevena, ruszył w podróż mającą na celu poszukiwanie nożyczek.
Brunet przyłożył je nad rękami przyjaciela.
-AA!!!- wrzasnął swoim najwyższym głosem- Nie ucinaj mi rąk, bro!
-Nie wierć się, idioto!
-Ale, ale...-niemal już płakał Steven- Nie możesz ich zdjąć i wtedy spróbować mnie jakoś odlepić?!
Joe poczerwieniał.
-NIE!- wrzasnął tak, że wokalista skulił się ze strachu- Nie będę się przed Tobą rozbierał! Poza tym to moje najlepsze jeansowe spodnie! Zwinąłem je z szafy Roberta Planta!
-NO MASZ!- wydarł się tym razem Tyler- Kiedy Ty byłeś u Led Zeppelin?! Czekaj...- zrobił wielkie oczy, bo coś sobie uświadomił- Po co Ci były spodnie, skoro miałeś własne. Joe...-jego głos niemal już się łamał, a z oczu poleciały łzy- CZY TY MNIE ZDRADZASZ ZE STEROWCEM ROBCIEM?!
W odpowiedzi gitarzysta kilkakrotnie uderzył Tylerem o ścianę.
-DLACZEGO GADASZ TAK, JAKBYŚMY BYLI PARĄ?!- ryknął, strasznie zdenerwowany- JESTEŚMY TOXIC TWINS, JESTEŚ MOIM BRO, KUMPLEM Z ZESPOŁU I NICZYM WIĘCEJ!
-Niczym?- zapytał cicho.
Gitarzysta westchnął ciężko.
-No jeszcze kumplem do flaszki.
-Ooo, Joe! Lejesz mi wódkę na serce!
Perry usiadł przy ścianie, mając wciąż Tylera przyczepionego do nogi.
-Na imprezie w domu Planta były babki do towarzystwa.- mruknął, po jakieś chwili- Spodnie mi zajebały, rozumiesz stary. A to było wtedy, kiedy mieliśmy lecieć samolotem do Chin...
-Czaję, ale czemu...
-Potem sprzedały na Aliexpress za grubą kasę i podzieliły się między sobą zyskami.- dodał Joe, uderzając głową w ścianę.
-Aaa, chyba że tak. - powiedział Steven, ale zaraz roześmiał się- Powinieneś się cieszyć, że zdjęte z Twojej dupy spodnie są takie drogie.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwał ponownie Tyler.
-Ale mnie nie musisz się wstydzić, Joe. Nie będę patrzył...
-To nie o to chodzi, bro. - westchnął Perry - Po prostu założyłem spodnie, czaisz?
-Yyy?
-NIE MAM POD SPODEM GACI! - wrzasnął.
Wokalista spojrzał na niego.
-Kurwa Joe, Ty leniwy dupku. Kto normalny w dzień powszedni paraduje w jeansowych spodniach Roberta Planta, nie założywszy wcześniej stuprocentowych bawełnianych gaci od Kevina Klein'a, po własnej, wielkiej jak przyjaciel Nikki'ego Sixxa willi w Hollywood?
-O co Ci chodzi, mam uczulenie na latek...-gitarzysta urwał, zdawszy sobie sprawę ze słów Tylera - Skąd Ty wiesz, jak wielkiego przyjaciela ma Nikki?
-Ja...
-CZY TY MNIE ZDRADZASZ Z TYM PSTROKATYM ĆPUNEM?
-NIC  Z TYCH RZECZY!- zawył Tyler, widząc jak gitarzysta sięga po nożyczki- PRZED CHWILĄ SAM POWIEDZIAŁEŚ, ŻE JESTEŚMY TYLKO PRZYJACIÓŁMI.
-Bo jesteśmy.- potwierdził - Lecz nie sądziłem, że mój kumpel jest gejem. Zawiodłem się na Tobie, Steven...-dodał bardzo smutnym głosem.
-NIE PRZEGINAJ, NIE JESTEM GEJEM!- wrzasnął wokalista, a zaraz dodał już spokojnie- Po prostu miałem wątpliwą przyjemność spędzić czas z panią, która wcześniej zajmowała się Sixx'em.
-I powiedziała Ci, że Nikki ma większego?- spytał Joe, a zaraz ryknął śmiechem widząc minę Tylera.
Perry zaczął wić się na posadzce ze śmiechu. Gdy już się uspokoił, z powrotem oparł się o ścianę.
-Co ważniejsze, co robimy z tym?- zapytał Steven, wskazując głową na swoje doklejone ręce.
Gitarzysta wstał na równe nogi.
-No cóż...- podniósł nożyczki wyżej, tuż nad kolano i zahaczył o materiał- O wspaniałe spodnie, wybaczcie, że przez mojego kumpla, idiotę, ale nie-geja muszę Was skrzywdzić...-łzy skapnęły na twarz Tylera, Joe płakał- Przepraszam Was...
Kiedy już wszystko się odbyło, wkurzony Steven wstał na równe nogi, wciąż mając kawał jeansów Planta przyklejonych do łap.
-Nie mogłeś tak od razu?
-Wierciłeś się, to Twoja wina.
Ich konwersację przerwał hałas. Obejrzeli się w kierunku okna, które jak się okazało, było otwarte.
Obaj dopadli do niego, jeden wciąż doklejony do materiału, drugi w pokrzywdzonych jeansach.
W krzakach czarnych róż leżał nie kto inny jak Lars Ulrich.
-A Ty tu czego, pokurczu?- spytał Joe, a Duńczyk na dźwięk jego głosu natychmiast się podniósł.
-O, stary.- powiedział, ocierając łezkę rozbawienia i podnosząc swojego Iphone'a - Jaka komedia...zrobiłem live'a na Twitterze! Bijecie rekord oglądalności!
-Serio? A jakie są komentarze?- spytał Tyler, wyrywając perkusiście komórkę. Przewinął na komentarze i zaraz znieruchomiał- O, kurwa...
-Co jest?- Joe zajrzał mu przez ramię.

"Użytkownik KingJagger skomentował to
" KURWA, RICHARDS, ZDEMASKOWALI NAS!"
***
Hellhouse
Izzy obudził się w łazience. A dokładniej to z głową obok pralki, pod wanną, którą kulturalnie zajumali jakiemuś bogatemu małżeństwu, kiedy akurat nie było ich w domu. To była bardzo ładna wanna, ozdobiona srebrnymi zawijasami rodem z Lorien. Może była robiona na zamówienie, bo właściciel był fanem LOTRa? Tego Izzy nie wiedział.
Również nie miał pojęcia, skąd się tutaj wziął i co się stało. Jednak filozoficzne rozmyślania postanowił zostawić sobie na później, a najpierw postanowił wyciągnąć łeb spod wanny i po skończeniu tej diabelsko trudnej czynności, ruszył do kuchni, z nikłą nadzieją, że w lodówce jest coś, oprócz światła i jednego, ukrytego słoika z dżemem.
Jednak droga do wymarzonego raju nie była usłana różami, a wręcz bardzo wielkimi, ciężkimi i bezwładnymi przeszkodami.
Na początek- przeszkody mające uniemożliwić biednemu, głodnemu rytmicznemu wyjście z łazienki. Czyli nieprzytomny Rachel Bolan leżący pod drzwiami oraz około pięćdziesięciu butelek po Jacku Daniels'ie (co oznaczało, że Slash też trafił do domu) do tego rozbitych, w najlepsze chrapiący Sebastian Bach z głową pod pachą Axla (fuj?), rozwalona w kawałki ławka (skąd? Przecież nawet nie ma tu parku!) i dwa psy.
Dalej-siły zła, które próbowały odwieść go od wizyty w kuchni.
To co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. W progu leżał Steven wysmarowany dżemem truskawkowym, a z ust wystawała mu sałata.
SKĄD ON WZIĄŁ SAŁATĘ?!
-Co. Do. Kurwy. - wycedził przez zęby Izzy i kopnął go w głowę. Adler w odpowiedzi jęknął, powiedział coś przez sen i obrócił się na drugi bok. Pod jego tyłkiem leżał całkiem zgnieciony chleb, który w tym momencie wyglądał całkowicie niejadalnie.
A przecież mógł być...
-Ja pierdolę, Steven! Wstawaj, Ty śmieciu! Zmarnowałeś mój ulubiony dżem truskawkowy! - wrzasnął i chwycił tłuczek do mięsa, który leżał na blacie, a którego zajumali razem z pralką, ponieważ był w środku. I jakaś czerwona maź też . Zamachnął się nim na perkusistę i w momencie, kiedy tłuczek miał uderzyć w twarz Stevena, w salonie- czyli taki DrinkRoom- coś jebło, budząc wszystkich w domu.
Stradlin zahamował rękę, odrzucił tłuczek, który walnął w ścianę i  wyszedł z kuchni, stwierdziwszy, że Adlera potem spotka boska kara. W końcu numer do Thora był wyrysowany węglem pod schodami prowadzącymi donikąd...
W salonie, pod kupą desek, które jeszcze pięć minut temu były szafą...
A może serio Thor mnie usłyszał?
leżał Slash ze stopą na twarzy Duffa.
-Co tu się, na Odyna, stało? - zapytał zrezygnowany Izzy. Hudson pokiwał głową, na znak, że żyje i odpowiedział:
-No...spałem na szafie, nie pytaj jak się tam znalazłem- powiedział, uprzedzając rytmicznego- I nagle poczułem, że szafa się trzęsie no...no i jebło. - wyjaśnił, jednocześnie próbując się wygrzebać spod szczątek mebla.
Stradlin zignorował błagalne jęki przyjaciela i podszedł do basisty, kopiąc go w brzuch.
-Te...-powiedział, zmieniając cel następnego kopnięcia, w głowę.- Żyjesz?
McKagan nie odpowiedział.
-Chyba umarł. Trzeba będzie znowu wybrać się do tego gejowskiego klubu po następnego naiwniaka.-stwierdził Axl, który przyszedł do salonu tuż po tym, jak skopał Bacha "za naruszenie jego zajebistej przestrzeni osobistej i za zabicie jego mrówki, George'a".
Perkusista wyczołgał się z kuchni, zostawiając za sobą długie ślady w postaci dżemu i zaczął płakać.
-Duff...-chlipał- Nie umieraj. Nadal nie oddałeś mi tej dychy...Potrzebuję jej...Plus byłeś bardzo dobrym kumplem, kto będzie mi teraz śpiewał kołysanki?
Atmosfera zrobiła się naprawdę ponura, a wykorzystał to Bach, spieprzając przez okno i depcząc przy okazji wciąż niemogącego wygrzebać się spod resztek szafy Slasha.
Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie.
-LUDZIE RATUJCIE, ON CHCE MNIE ZABIĆ! - do środka wpadł Ulrich, a za nim biegł Perry z nożyczkami w rękach.
Wszyscy przytomni stanęli jak wryci, bo przecież niecodziennie do ich własnego domu wpada gitarzysta legendarnego Aerosmith.
Zanim otrząsnęli się z szoku, drzwi ponownie huknęły i wypadły z zawiasów, do Hellhouse wbiegł Steven Tyler, a na jego dłoniach widoczne były skrawki materiału.
Lars biegał wokół salonu z piskiem, a Joe wciąż gonił go z nożyczkami w rękach.
Slash pierwszy otrząsnął się z szoku.
-JA PIERDZIELĘ, TO JOE PERRY!- krzyknął i jakimś cudem od razu wyszedł spod szczątków szafy. -PIEPRZONY MISTRZ GITARY!
Słysząc taką pochwałę i to z ust nieznajomego człowieka, gitarzysta zatrzymał się. Slashowi i Izzy'emu oczy się świeciły, Duff wciąż był nieprzytomny, Axl już wdał się w rozmowę z Tylerem, Ulrich uciekł,  korzystając z okazji, jak wcześniej Bach, jeden Popcorn próbował coś ogarnąć.
-Panowie...-zaczął, zwracając na siebie uwagę całego towarzystwa- Może zacznijmy od początku...O CO TU WŁAŚCIWIE CHODZI?!

***

Użytkownik KingJagger skomentował to
" KURWA, RICHARDS, ZDEMASKOWALI NAS!"
Odpowiedź od NiesmiertelnyKeith:
"Odwrót! Odwróóóót!"

Użytkownik NikkiTheRipper skomentował to:
"Ja pierdolę, Steven, czy Ty ze wszystkim musisz się wygadać?!"
Odpowiedź od TommyTheBeast:
"NIKKI, CZY TY MNIE ZDRADZASZ Z TYM SKRZYDLATYM KLONEM JAGGERA?"
Odpowiedź od NikkiTheRipper:
"Tak. XD"
Odpowiedź od TommyTheBeast:
"Oł. XDDDD"

NikkiTheRipper podał to
TommyTheBeast podał to

Użytkownik PrincessNeil741 skomentował to:
"...kurwa"

PrincessNeil741 podał to

Użytkownik TheGreatRobert10
"Pojebało Cię, Perry? Odkupujesz mi spodnie!"
Odpowiedź od IncredibleJimmy7
"Obawiam się, że Cię nie słyszy."
Odpowiedź od TheGreatRobert10
"To była limitowana edycja!"
Odpowiedź od TheGreatRobert10
"No, ale Sterowiec Robcio?!"
Odpowiedź od IncredibleJimmy7
"Sterowiec Robcio xD"
Odpowiedź od LedowyPałker
"Sterowiec Robcio xDD"
Odpowiedź od GoldPaulJones
"Sterowiec Robcio xDDD"
Odpowiedź od TheGreatRobert10
"Nienawidzę Was"
Odpowiedź od TheGreatRobert10
"Jeb się, Tyler"
Odpowiedź od TheGreatRobert10
"Perry, już nigdy w życiu nic Ci nie pożyczę."
Odpowiedź od BigSteven
"O NIE XD"

IncredibleJimmy7 podał to

LittleSebus podał to

MegaDave podał to

Użytkownik HetfieldLion666 skomentował to:
"Ja pierdolę, Lars, co im dosypałeś?"
Odpowiedź od MłotNaZombie
"I skąd wziąłeś klej?"
Odpowiedź od TheGreatestDrummerOnTheWorldCalledLars
"To nie ja."

ZebrowatyFriedman podał to

BetterThanUlrich podał to

TopOfHill podał to

Użytkownik Cliff Burton skomentował to:
"..."
Odpowiedź od HetfieldLion666 
"..."
Odpowiedź od MłotNaZombie
"..."
Odpowiedź od NikkiTheRipper
"..."
Odpowiedź od HetfieldLion666
"Wypierdalaj stąd, dzbanie."
Odpowiedź od TommyTheBeast
"..."
Odpowiedź od HetfieldLion666
"Ty też, idioto"
Odpowiedź od PrincessVince741
"..."
Odpowiedź od HetfieldLion666
"A Ty to już w ogóle, księżniczko. SPŁOŃ."
Odpowiedź od TheGreatRobert10
"..."
Odpowiedź od IncredibleJimmy7
"..."
Odpowiedź od LedowyPałker
"..."
Odpowiedź od GoldPaulJones
"..."
Odpowiedź od BigSteven
"Więc..."
Odpowiedź od DivineGodPerry
"To oznacza tylko jedno..."

ThePrinceOfDarkness skomentował to
"TO WCALE NIE JA!!!!!!!"

-No nieźle...-stwierdził Slash, przeglądając wszystkie komentarze- Wasze nagranie jest najbardziej popularne na Twitterze i w sieci.
Perry i Tyler spuścili głowy.
-Jak go znajdę...-zacisnął pięści gitarzysta- To po prostu zabiję.
-Nie dasz rady...-stwierdził Steven- To w końcu sam pieprzony Ozzy Osbourne.
-Racja.- dodał Hudson- To Książę Ciemności. On może.


***
Był  środek nocy. Niesamowicie lało i trzaskały pioruny. Przy jednym, szczególnie głośnym, Adler pisnął i schował się pod kanapą. Wszyscy, czyli Gunsi, Steven i Joe oraz Scotti Hill, który przyszedł prosić o pożyczkę butelek na wymianę, siedzieli w salonie.
Nagle całe towarzystwo zdrętwiało, bo usłyszało tajemnicze, przeciągłe skrzypienie. Wszyscy wychylili głowy z salonu.
Wyważone wrota Hellhouse nagle same się uniosły i wylądowały z powrotem na zawiasach, a potem ponownie otworzyły.
W progu stała jakaś ciemna postać, w czarnym, długim płaszczu, a w ręce trzymała kosę.
-Ej...-przemówiła chrypiącym głosem.
-AAAAAAAAAAA!- wszyscy podnieśli alarm, gdy postać zbliżała się do nich.
-To koniec...umrzemy! Umrzeeeeeeeeeemy!- panikował Axl, biegając w kółko.
Tajemnicza postać stanęła na środku pokoju i zdjęła kaptur...

C.D.N...

_________________________________________________________________________________


Po dłuższej przerwie, w końcu jest! Jak myślicie, kto przyszedł w ostatniej scenie? Aktualnie pracujemy nad kolejnym rozdziałem, także niedługo powinien się pojawić.






czwartek, 14 grudnia 2017

Rozdział 4

Rozdział 4- W podróży na obiad




Od samego początku Slash był strasznie zdenerwowany. Bo co dobrego mogło wyniknąć z tej czwórki u jego babci na obiedzie? To będzie totalna masakra. Znając życie, któryś coś odpieprzy, babunia pokaże swoją prawdziwą twarz diabła i ktoś skończy w szpitalu. To bardzo zły pomysł. Ale w sumie... Może później będzie mógł straszyć tą bandę idiotów, że poszczuje ich babcią. Tak to genialny pomysł! Babciu nadchodzimy! 
Slash kochał swoją babcię. To ona go wychowała, to ona kupiła mu pierwszą gitarę (która swoją drogą w porównaniu do obecnego instrumentu marki Gibson, była do dupy, ale mimo wszystko włożył ją do  gablotki i powiesił na ścianie.  Obchodził każdą rocznicę posiadania jej, siedząc przed gablotką i pijąc w tajemnicy Danielsa, aż do czasu kiedy babcia go nakryła. Od tamtego czasu pił razem z nią), pozwoliła mu rzucić szkołę, twierdząc że twierdzenie cosinusów nie przyda mu się do życia i lepiej, żeby zajął się graniem, bo wygląda, że ma do tego talent (był wniebowzięty). Ale babcia miała też swoją "demoniczną twarz".  Podbierała mu papierosy. Saul nigdy nie chował w domu alkoholu, bo nawet z najciemniejszej kryjówki pani Hudson potrafiła go wydobyć i obrócić na własny użytek (np. pijąc z koleżankami). Raz, gdy przyprowadził dziewczynę na noc, przywitała ją grzecznie i zasypała standardowymi babcinymi pytaniami typu "Kiedy ślub?", a w nocy za to zapukała do jego pokoju i dała paczkę prezerwatyw.
Pewnego dnia zrobiła sobie imprezkę ze wszystkimi jego kolegami i koleżankami, jego oczywiście nie zapraszając. Na drugi dzień kazała mu sprzątać "ten chlew". To była kara za podjedzenie jej ulubionej czekolady z orzechami.
Zdarzało się parę razy, że wyciągała go za uszy z więzienia, najpierw grając "anioła" przed panem policjantem, a następnie surowo karała jego (tzn. Slasha) gotując jego ulubione danie dla siebie, popijając to tanim winem, przy słuchaniu skradzionych kaset, za które go aresztowali. Biedny Saul musiał wtedy siedzieć i patrzeć, jak babcia wcina jego ukochane danie. Bo poza byciem aniołem i diabłem jednocześnie, pani Hudson świetnie gotowała. Po prostu genialnie! Dla głodnych chłopaków z zespołu, który de facto jeszcze zespołem nie był, propozycja posilenia się u Master Chefa roku 1985 była jak zaproszenie do piekła*.
***
[Slash]
Po kilku godzinach, dwudziestu kłótniach, trzech bójkach, dwunastu rozbitych butelkach (nie będzie nic na wymianę), śladowych ilościach inteligencji pod postacią mądrych i sensownych komentarzy Izzy'ego ("Ale wiecie, że to że jest babcią Slasha, to nie znaczy że kocha Danielsa jak on?" "Duff, Ty idioto! Chcesz umrzeć? Zostaw te stringi Wiewióry i  rusz dupę!") wreszcie udało się nam wyjść z domu.
Po drodze jak zwykle musiało się coś spieprzyć. Pytacie co? Otóż nasz genialny Pudelek zaczął się zachowywać co najmniej dziwnie. O ile jego zwykły stan, kiedy jest naćpany i zachlany można było nazwać "normalnym", ten był cholernie dziwny.
-E.T dzwoni dooom.- wierzcie lub nie, ale ten idiota wlazł na słup i rozglądając się na wszystkie strony zaczął krzyczeć to hasło
-E.T. DZWONI DOOOOOOOOM!
-Ty...-trąciłem ramię Izzy'ego- Co on ćpał?
-Nie wiem.- wzruszył ramionami szatyn- Dzisiaj coś pierdolił o grzybkach z wioski Smerfów.
-Ej... Czy on nie spał dzisiaj w łazience na praniu? - zapytał Axl. W Hellhouse mieli kuchnię, łazienkę, salon i jedną sypialnię. W salonie stała kanapa, a w sypialni materac zajebany ze schroniska dla bezdomnych. Na materacu spali na zmianę, znaczy technicznie. W praktyce to bardziej przypominało jedną wielką nawalankę. Kto pierwszy ten lepszy. Czasami zdarzało się, że czekali aż "vip" danego wieczoru zaśnie, a wtedy ściągali go z materaca i tłukli się dalej. Chyba że byli pijani, bo kiedy to nastąpiło, a zdarzało się dość często, to każdemu było obojętne, kto gdzie śpi.
-Wygląda na to, że Adlerek naćpał się smrodem ze starych skarpet Duffa! - krzyknął rozbawiony Axl. Mimo tego, co wszyscy sądzili, poduszka ze skarpet i innych niezidentyfikowanych obiektów, była bardzo wygodna i luksusowa. W końcu miękka, prawda?- Ale w sumie, chyba trzeba zajebać komuś nową pralkę, bo te ciuchy są jakieś nie ten teges, no wiecie... śmierdzą i w ogóle...  - Rose powąchał swoją koszulkę i się skrzywił.
- Bo zamiast kupić proszek do prania, to kupiłeś sobie krem na zmarszczki, debilu! - narzekał Izzy, jako przykładny i obowiązkowy mózg zespołu. - Mówiłem ci, Żyrafa ćpał w łazience i pomylił proszek z kokainą, idź i kup nowy. To nie kurwa! Pierdolone, nie istniejące zmarszczki na twarzy pierdolonego Jestem-Axl-Jebany-Rose-i-Muszę-Mieć-Krem-Na-Zmarszczki-Bo-Moje-Fanki-Będą-Zawiedzione! Kurwa, takim gównem się smaruj za pięćdziesiąt lat, jak będziesz miał te jebane zmarszczki, ale w sumie i tak Ci teraz nawet operacja na ten krzywy ryj nie pomoże. - Wkurwiony Izzy rzucił jeszcze w Axl'a w połowie wypalonym, tym razem prawdziwym, papierosem i mruknął coś o tym, że idzie na wódkę.


Steven tymczasem szalał dalej  i udawał tym razem goryla. Zdjął koszulkę, rzucając ją na twarz Duffa, który natychmiastowo padł na ziemię. Adler objąwszy nogami słup zaczął bić się pięściami w klatę i wydawać z siebie niezidentyfikowane dźwięki.

-Ja pierdole...-mruknął Saul, patrząc na idących w dwóch przeciwnych kierunkach chłopaków, leżącego basistę i szalejącego perkusistę. On miał zabrać ich do domu? Nie żeby się martwił o babcię, bardziej o to, że te pojeby nie wyjdą z tego żywe.- Stradlin, bądź człowiekiem!-krzyknął za oddalającym się rytmicznym. Nie podziałało.
-A zresztą.- mruknął Slash- Jebać to. Przyjdziemy jutro. 
Poprawił przekrzywiony cylinder na głowie, wydobył fajkę i zapalniczkę, po czym paląc i wesoło podśpiewując pod nosem coś, co miało potem stało się tekstem do utworu, ruszył za Izzy'm.
Bo w końcu powiedział, że idzie na wódkę.

*napisane specjalnie, zamiast raju

środa, 13 grudnia 2017

Informacja

Ludzie! Żeby nie było, spokojnie my żyjemy i piszemy już kolejny rozdział.  Ja z Estranged mamy mało czasu, bo ona pisze w tym roku maturę + robi technika i ma powalony plan, a ja piszę egzamin gimnazjalny i muszę zastanawiać się co dalej. Naprawdę przepraszamy za tak długą przerwę i jest nam strasznie wstyd, bo prawdę mówiąc przez to wszytko zapomniałyśmy o tym opowiadaniu. Poprawy nie obiecujemy, ale będziemy się starać pisać częściej i lepiej. Amen.

środa, 6 maja 2015

Rozdział 3

  Rozdział 3- Paranoid                                               




HELLHOUSE
(Steven)

Poszedłem do lodówki. Hmm... W tym zajebistym pudle, udającym małą Syberię, nie było nic, oprócz zimnego powietrza. Światła też nie było. Slash wczoraj rozpierdolił taką małą, wykurwistą żaróweczkę, która oświetlała mi żarcie w nocy! Wiedziałem wtedy, co jest, a czego nie ma, czy coś jest, czy czegoś nie ma. A teraz nie mogę przez tego debila podjadać sobie w nocy! Bo co jak trafię na zepsute JABUKO*, które jest kolonią małych robaczków?
Postanowiłem, że pójdę do sklepu. Ale to nie byle jakiego. Pójdę do supermarketu! Tylko gdzie on jest? WIEM! Duff będzie musiał wiedzieć. Przecież to on zawsze chodzi po zakupy. Ale może mi też przez przypadek wskazać drogę do baru gejów, w którym dość często przebywa. No nic. Pójdę się go zapytać. Zajął sobie niezłą miejscówkę, bo spał w fotelu .Postanowiłem go obudzić. Najpierw delikatnie:
-DUFF! WSTAWAJ!- wrzasnąłem mu prosto do ucha. Nie pomogło.
Później trochę mniej delikatnie. Zacząłem po nim skakać. Nic, zero reakcji. Postanowiłem zrobić coś strasznego. Coś czego nikt nigdy mi nie wybaczy.... Pobiegłem po nożyczki, ale że nigdzie ich nie mogłem znaleźć, więc wziąłem nóż. Taki wielki. Chyba tasak. Zresztą nie ważne. Powoli podszedłem do McKagana.
Ale nagle przystanąłem. A jeśli on nie żyje?
Hm...na Discovery pokazywali jak sprawdzić czy dana osoba żyje. Trzeba sprawdzić, czy jak się ją upierdoli szpilką to będzie leciała krew.
Pomysł niezły, ale nie miałem szpilki. Więc postanowiłem wykorzystać ten nóż. Tylko gdzie mu tym nożem przejechać. Pomyślałem, żeby zrobić to na ramieniu. Zamachnąłem się tasakiem, a w tej samej chwili Blondas otworzył oczy.
-AAA! Nie zabijaj!- wrzasnął, zakrywając głowę rękami. Na domiar fotel się przechylił i upadł. Z Duffem oczywiście.
-Sorry, stary, ale wiesz może gdzie jest najbliższy supermarket?
Narrator: Mina Duffa była bezcenna.

-EJ, KRETYNI! IMPREZĘ DZISIAJ ROBIMY!- wydarł się Rose.
***
IMPREZA W HELLHOUSE
Skidzi poszli do Gunsów na obiecaną imprezę. Było mnóstwo alkoholu, panienek do towarzystwa i narkotyków. Czyli to, co lubią najbardziej. Ani się obejrzeli, a każdego chłopaka zajęły przynajmniej dwie dziewczyny.
Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, Rachel znalazł się w plastikowym śmietniku przed domem...wraz ze Scottim. A że w koszu było ciasno, nie mieli możliwości się ruszyć. Na domiar złego Rachel leżał w środku głową w dół, tuż obok dupy Hilla.
-Kuuurwa!- wrzeszczał o szóstej rano skacowany Bolan, kiedy zorientował się, że ma twarz przy dupie gitarzysty.- HILL, TY KURWOO! ZABIERAJ Z MOJEJ TWARZY SWOJĄ BRUDNĄ DUPĘ!
-Nie mogę!- stęknął obudzony brunet.- Zaklinowaliśmy się, kurwa!
Krzyki obudziły leżącego pod drzwiami "Małej Syberii" Snake'a. Blondyn podniósł się i wyjrzał przez okno.
-Jaaa pierdole, ten śmietnik żyje!SEBUŚ! KUCHIYOSE NO JUTSU**- krzyknął, uderzając otwartą dłonią o podłogę w miejscu, gdzie wczoraj namalował takie fikuśne wzorki.
Little Sebuś, jak go zwali koledzy z zespołu otworzył oczy na przywołanie Wężyka. Podczołgał się do miejsca, gdzie przed chwilą leżała dłoń blondyna i odpalił fajkę, by puścić biały (a raczej szary) dym.
-Co się dzieje?- zapytał.
-Śmietnik ożył!- panikował gitarzysta.
-Hm...a tam wczoraj przypadkiem nie zasnęli Scotti z Rachelem? Rob to śpi pod schodami, widziałem go. Szukałeś tych idiotów?- zapytał Bach.
-No...nie.
Koniec końców Dave, Seba i Rob z trudem wyszli z Hellhouse, zastanawiając się nad sensem drzwi frontowych i doszli do kosza.
-Chłopaaaki! Pomóżcie nam!- krzyknął Hill, który miał głowę skierowaną do góry.
Niestety próby wyciągnięcia skacowanego gitarzysty i basisty przez równie skacowanych kolegów nic nie dały. Trzeba było rozwalić śmietnik.
-Siekierą? Pojebało Was?- wrzasnął Rachel. Bolan wierzgnął dziko w koszu, co spowodowało jego wywalenie się. Walcowaty śmietnik potoczył się na ulicę, a z jego wnętrza wypadł Scotti.
-Nigdy więcej...-mruknął otrzepując ubranie.- To najgorsze, co mnie spotkało.
-A co ja mam powiedzieć?!- wydarł się basista- Całą noc miałem twarz przy Twojej dupie!
-Ciesz się, że nie jadł fasolowej.


***
PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
Z Gunsów Steven obudził się jako pierwszy. Znaczy tak mu się wydawało. Izzy wstał wcześniej, ale jako że miał wielkiego kaca, łyknął dwie ostatnie aspiryny, nie troszcząc się wcale o kolegów i poszedł z powrotem spać. Adlera głowa strasznie nakurwiała. Wstał z podłogi i otworzył oczy.
-Ja pierdolę, ale tu chlew.- mruknął. Skidów już nie było. Kawałek dalej była wielka kałuża- wylany Daniels lub czyiś mocz. Dalej leżały puste butelki i paczki fajek. Na kanapie leżały gumo-fajki, które chłopacy chcieli spalić. Byli pijani, więc nie wiedzieli, że guma się nie pali. Najebany i trochę mocno przy naćpany, mały Adlerek wspaniałomyślnie pomyślał, że posprząta. Nadal miał zawroty w głowie i trochę ciemno przed oczami. Zauważył, że w drugim końcu pokoju leży długi, gruby, ciemny mop. Podszedł tam, wziął go do rąk i zaczął nim wycierać wspomnianą wcześniej kałużę.
-Kurwa, coś ciężki ten mop.- mruknął.- I ma dwa drągi.
W tej samej chwili domniemane narzędzie sprzątania poruszyło się gwałtownie, a dół, którym Steven wycierał podłogę wrzasnął:
-Puść mnie, idioto!
Oszołomiony ze strachu Adler puścił "to coś" i cofnął się gwałtownie.
-Osz ty w dupę...Ten mop gada!- wybełkotał blondyn.
-To JA! SLASH, DEBILU!
-O, KURWA! SLAAAAASH! MOP CIĘ UDAJE! HUDSON! GDZIE JESTEŚ?! RATUJ MNIE!
Steven tak się darł, że postawił cały dom na nogi.
-Czego tak drzesz tą japę, kurwa!- krzyknął zmęczony Izzy.
-A bo to to udaje Slasha!
Izzy poczołgał się w ich kierunku.
-TO JEST NASZ SLASH!
-PUŚĆ MNIE, POJEBIE!-krzyknął "mop"
-ŁO KURWA...SERIO?- wykrzyknął Adler i zszokowany na całego puścił bruneta i zemdlał. Slash, który upadł w większości na głowę, też przestał się poruszać,
-Jaaaaaa pierdoleeeeeee, czego drzecie te szczurze mordy!-wydarł się Axl.
-ADLER, KURWO!- wrzasnął nagle obudzony przez darcie mordy Wiewióry Saul. Wąchał własnie włosy.- Wytarłeś moją szopą czyjeś siki!

***
-Dobrze babciu...no okej...ale czy na pewno chcesz ich poznać? Nie dostaniesz zawału? Okej...to na 14...-zrezygnowany Hudson z mokrymi włosami odłożył słuchawkę.
-EJ, IDIOCI!!!!!! IDZIEMY JUTRO NA 14 NA OBIAD DO MOJEJ BABCI!
-ŻE CO?- Axl wylazł w samym ręczniku z łazienki. Po drodze ręcznik odwinął mu się z bioder i spadł, ale Rudy tego nie zauważył. Wszedł do salonu.
-KURWA MAĆ, STARY, WEŹ ZAINWESTUJ W GACIE, BO CI...właściwie nic nie widać.- Slash zakrył dłonią oczy. Cztery ostatnie wyrazy wypowiedział spokojniej z drwiącym uśmieszkiem.
-Saul, przyjacielu.- podszedł do niego goły Rose i poklepał po plecach.- Wiem, że Cię to podnieca, ale nie jestem gejem.
-HĘ?- mruknął Mulat, nadal nie otwierając oczu.- Spierdalaj ode mnie, ty pedale!- wrzasnął dziko, odpychając nogą Rose'a. Na nieszczęście dla...nich obu, stopą nie w skarpetce natrafił na niewielkie orzeszki Wiewiórki.
-Ał, kurwa!- wydarł się wokalista i upadł na podłogę, a gitarzysta popędził do łazienki, by umyć skalaną stopę. Miał niestety pecha, gdyż toaletę akurat zajął Duff, który siedząc na kiblu śpiewał "Looks That Kill" Motleyów.
-MCKAGAN, TY JEBANY ŚMIECIU! Wypierdalaj z tej łazienki, bo dostanę kurwa grzybicy!
-She's got the looks that kill. That kill...
Mulat wziął rozbieg i wywalił drzwi.
-AAA!- wrzasnął równo z Blondasem, który siedział na sedesie i miał spuszczone gacie.
-Kurwa, zajebiście się ten dzień się zaczyna.- mruknął, wchodząc z powrotem pod prysznic, kiedy basista wybył z łazienki..
_________________________________________________________________________________
Nie wiemy, kiedy dodamy następny, bo jak na razie Lily nie ma możliwości nic napisać, z powodu braku laptopa.
*błąd celowy, zamiast jabłko
**technika przywołania z anime "Naruto"

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 2

Rozdział 2- Jak znalazłem Izzy'ego w domu Skid Row.



Bardzo przepraszamy za taką długą nieobecność.





KANAŁ
Tak więc Steven, który uśmiechał się, rozpromieniony faktem, że może się na coś przydać oświetlił chłopakom drogę blaskiem swojej zajebistości (a raczej jego zębów. O ile on w ogóle je myje). Duff, jak to basista, wypierdolił się po drodze przez dwutlenek węgla. Z pięć razy. Jak? Wiadomo, że dwutlenek węgla się wydycha. Przy wydychaniu McKagan poślizgnął się.
-Ej, mówiłem Wam, że gram na basie?- podrapał się po natapirowanym łbie, podnosząc się z ziemi, ociekając ściekowym brudem.
-Nie...- mruknął Rose.
-No to mamy basistę, chłopaki!- krzyknął radośnie Steven, nadal oświetlając drogę.
-Basistę mamy, ale gitarzystę gdzieś wsyslo*.- powiedział Saul.
-Jak to, przecież jesteś!- zdziwił się Adler, opuszczając kąciki ust, tak, że magiczne światło wydzielane z jego zębów zmalało.
Slash trzasnął się w twarz.
-Aaa...ten...jak mu tam...Izzy?
***
DOM SKID ROW
Tymczasem Izzy kulturalnie pił sobie tanie wino razem ze członkami Skid Row. Dave, Scotti, Sebastian, Rachel i Rob byli naprawdę świetni i w piciu i w graniu. Założyli zespół niedawno i na razie grali covery, ale zajebiście im to szło.
Jak Stradlin się tam znalazł? W środku nocy skończyła się wódka. Drogą losów wypadło na Izzy'ego. A najbliższe sklepy były zamknięte, więc chcąc nie chcąc czarnowłosy musiał iść kilometr do całodobowego. W drodze spotkał Scottiego, który został wysłany dokładnie po to samo, co szatyn.
Po krótkiej rozmowie chłopacy zaznajomili się i Hill zaprosił nowego kumpla na imprezę. Izzy zgodził się. I tak oto poznał całą resztę zespołu.

A teraz "reszta z jego nowo powstałego zespołu" go szukała po kanałach ściekowych. W końcu dotarli do końca, więc weszli po drabinie na górę.
-Gdzie my jesteśmy?- zaskrzeczał Axl.
Stali przed niedużym, żółtym domem.
-Patrzcie!- krzyknął Hudson, wskazując na okno. Chłopcy przybliżyli się do domu i zobaczyli przez okno Izzy'ego, który kulturalnie pił sobie tanie wino razem ze członkami Skid Row.
-A to chuj! Nie podzielił się!- wrzasnął Duff i rzucił się do przodu.
Walnął w szybę i wpadł do środka domu. Skid Row i Stradlin popatrzeli na niego.
-Ekhem...cześć, my po niego.- powiedział Slash wskazując na Izzy'ego i  przełażąc przez wybite okno. Nadepnął na McKagana, który jęknął.- Jestem Saul, ale mówcie mi Slash.
-A ja jestem Rose. Axl Rose.- powiedzial Rudy, z taką miną, jakby mówił: "Jestem Bond. James Bond". - Ten, który rozjebał wam okno...O ten - wskazał na Żyrafę - To jest Duff McKagan. Ale my wolimy na niego mówić sierota. Albo ciota. Jak kto woli.
- Steven jestem! - wyszczerzył się Adler, a Skid Row i Izzy, zasłonili oczy przed blaskiem jego zębów. 
- Ja jestem Sebastian zajebisty Bach, to - wskazał na bruneta - jest Dave "Snake" Sabo, ten brunet przy barku to Scotti Hill, ten co go nie ma, bo wyszedł to Rob Affuso, a ten... 
- Ja przedstawię się sam! - przerwał mu kolejny brunet. - Jestem Rachel Bolan, najlepszy i najpiękniejszy basista na świecie! 
- I najbardziej skromny - szepnął do najbliżej stojącego Slasha, Rob, który wrócił do domu.
- Ej! To ja jestem najlepszym i najpiękniejszym basistą na świecie! - wykrzyknął oburzony Duff. I tak przez dwie godziny się kłócili, a reszta miała z nich niezły ubaw. Popcorn skoczył do sklepu po popcorn i frytki, wysłany przez Axla.
Potem okazało się, że Skidzi nie mają mikrofalówki, ani frytkownicy, więc biedak musiał skoczyć po gotowy popcorn, a frytki zrobili na tłuszczu zebranym z włosów Rachela, nad ogniskiem, które rozpalili w salonie za pomocą zamoczonego pudełka zapałek z kieszeni spodni Rose'a. Kieszeń tą miał nie z boku spodni, tylko na przedzie, prosto na swoim przyjacielu. Gdyby chłopaki wiedzieli od czego zamoczone jest to pudełko, w życiu by go nie dotknęli, ale sprytny Axl, przełożył wcześniej zapałki gdzie indziej, by nie dopuścić do głupich pytań.
*** 
I tak własnie powstało Guns N' Roses. I tak właśnie chłopacy poznali się ze Skid Row. I tak właśnie owe przypadkowe spotkanie zmieniło się w długą, znowu zakrapianą alkoholem imprezę.
Po kilku tygodniach ich menadżer, owy Mark Diamond, który spierdolił Saulowi słuchawki załatwił mały koncert w Rainbow.
Chłopaki bardzo się denerwowali. Najbardziej Slash, ale nie z powodu nadchodzącego koncertu, tylko z braku fajek. 
Ruszył cichaczem do sklepu. Przedzierał się jak ninja, nikt nie miał prawa go zobaczyć.
***
                                                                           
ULUBIONY SKLEP SLASHA NA ROGU
(stara kasjerka sprzedawała mu fajki odkąd skończył 12 lat. Niestety dzisiaj jej nie było.)
NOWA KASJERKA:
Jaka nuda. Nie ma żadnych klientów. O! Ktoś przyszedł. Mulat. Ładny, nie powiem. Ale 18 chyba jeszcze nie skończył.
- Dobry. Fajki poproszę. - powiedział zachrypniętym głosem.
- Dzień dobry. Jakie?
- Marlboro.  
- Nie mamy. Są tylko Camel i Jocker.
- To jedne te i jedne te.
- Proszę. Jeden dolar się należy. - Gość chyba się zdziwił, ale dał pieniądze bez słowa i wyszedł. Jaki on jest tępy...przecież fajek za jednego dolca się nie kupi...frajer.
***
RAINBOW
Slash szybko wrócił. W kieszeni swojej kurtki znalazł jednak jedną, otwartą paczkę papierosów. Postanowił tamte nowe zostawić na później, a wykończyć te.
Założył swoją kochankę na siebie (Nie chodzi o to, wy zboczuchy! Chodzi o gitarę! <przyp.aut >) i ruszył na niewielki podest.
Chłopaki nie mieli żadnego swojego utworu, więc na razie grali hity innych. I na sam przód poszło "Hells Bells" zespołu AC/DC.
-I'm rolling thunder, pouring rain...- zaskrzeczał Axl.
Oczywiście chłopacy dali popis swoich umiejętności. I publiczności bardzo się spodobało. Po skończonym koncercie schowali sprzęt u Marka, bo było blisko, a sami wrócili do Rainbow powyrywać panienki. I tak się skończyło, ze wszyscy panowie skończyli w kiblu, każdy  z ładną laską, oprócz Stevena. 
Bo on skończył w kiblu z dwiema.
***
DAWNY DOM SLASHA I STEVENA, ZWANY TERAZ HELLHOUSE                                  
 Slash siedział w tym domku, co mieszkali tam ze Stevenem (teraz wprowadzili się tam wszyscy chłopacy) i wpierniczał ukradzione paluszki. Izzy poszedł do sklepu po papierosy i alkohol.
- SLASH! TY SPIERNICZAŁY ŻULU!- darł się szatyn od progu. - DAJ MI FAJKĘ! 
- PRZECIEŻ POSZEDŁEŚ DO SKLEPU!
- ALE BYŁ ZAMKNIĘTY!- Mimo, że Stradlin był już przy kanapie, nadal na siebie krzyczeli.
- NIE MA DANIELSA?
- NIE MA! ZAMKNIJ SIĘ I DAJ MI TĄ FAJKĘ! - Slash wyciągnął niedawno zakupione Jocker'y i podał Izzy'emu. Te wyciągnął jednego z opakowania i powąchał.
- Stary, co ty żeś kupił? To pachnie jak guma balonowa Tutti-Frutti. -spróbował zapalić - KURWA! DEBILU! TO JEST GUMA! - szatyn wyciągnął tasak i zaczął gonić Saul'a po całym domu.
-Ta...Tutti-Frutti...chyba Tutti-Fiutti.- skomentował Steven.
_________________________________________________________________________________
Tutti Fiutti, ach udało mi się to. xD Prosimy o komentarze do tego długo powstającego rozdziału.
*błąd celowy, zamiast "wessało".